top of page

Fotografka w ciąży czyli sezon z brzuchem


Na początku marca dowiedziałam się, że jestem w ciąży. Wyczekiwanej i utęsknionej choć (jak wtedy sądziłam) nie tak idealnie wpasowanej pomiędzy sezony ślubne. W końcu czy ja dam radę w ciąży normalnie pracować? Nie ma co myśleć, trzeba się zabezpieczyć zastępstwami na wszelki wypadek, asystą do pomocy i pozytywnym myśleniem! No bo przecież pary czekają i to mnie wybrały na ich wielkie dni ślubne! Ciąża to nie choroba i kto ma dać radę jak nie ja?

Pytanie numer jeden - czy mogę latać? Wszak tylu biletów lotniczych w jednym roku nie miałam zakupionych już dawno! Kwiecień zatem rozpoczęliśmy pierwszym wywiezieniem naszego prawie-bobasa do Włoch. Ciepło, piękne widoki i brak ludzi na plaży - tego było mi trzeba na początku ciąży. Miałam też możliwość pofotografować inną parę, więc i fotograficznie mogłam się wyżyć :) Kolejne wyzwanie - przejechać półtora tysiąca kilometrów (w większości za kółkiem) na wyczekany urlop w Finlandii (odkładany przeze mnie już kilka sezonów, bo ciągle nie mogłam się wstrzelić w termin wyjazdu z moimi ślubami). Znowu się udało. Jezioro, cisza, las. Ach! W powrotnej drodze śluby, sesje, dużo dużo zdjęć!

Największym wyzwaniem, niewiadomą i odpowiedzialnością była Grecja. Te fotograficzne wakacje stały pod znakiem zapytania, bo i brzuszek był coraz większy, a pracowałam niemal co tydzień. Udało się zawitać i tam. Mogłam towarzyszyć Oli i Radkowi, a z mamą spędziłam tam wspaniałe, ostatnie "babskie" wakacje bez dziecka.

fot. Atelier Anety

fot. Atelier Anety

fot. Atelier Anety

Jak pracowało się na ślubach w ciąży? W dużej mierze tak samo jak bez ciąży :) Aparat nadal był ciężki choć jakoś nie odczułam tego nadmiernie. W trakcie sezonu zaopatrzyłam się w skórzany pas fotograficzny i był to mój najlepszy zakup w życiu (polecam Szelki dla Pana Fotografa) . Dzięki tej szelce moje plecy nie płakały już przed oczepinami, a nadgarstek bolał znacznie rzadziej niż w poprzednich sezonach!

Główną nowością w pracy ciążowej było to, że nie mogłam biegać. Czasem ta umiejętność się przydaje - zwłaszcza w plenerze. Musiałam kroczyć wolniej i dostojniej, ale chyba na dobre mi to wyszło ;) Na pewno jeszcze więcej się uśmiechałam. Ale to chyba dobrze, prawda?

Dobór ubrań na śluby był nie lada wyzwaniem, zwłaszcza kiedy okazywało się rano przed wyjściem, że z danej bluzki czy spodni zdążyłam przez noc "wyrosnąć". Na szczęście w ciąży nie ma przeciwwskazań do zakupów i ochoczo korzystałam z onlajnowych outletów z odzieżą nie tylko stricte ciążową.

W ciąży więcej było nie tylko uśmiechów, ale i łez. Hormony to takie ustrojstwo, którego wydaje Ci się, że nie ma dopóki nie cofniesz się myślami do czasu ciąży i nie zdasz sobie sprawy jak cholernie wszystko było wzruszające. Przed odwodnieniem z wypłakania chronił mnie chyba tylko brak telewizji, bo jak udało mi się gdzieś trafić reklamę pieluch to matko-bosko-kochano paczka chusteczek to mało. Oczywiście w pracy fotografki ślubnej wzruszeń jest co nie miara i każda z moich par z sezonu 2018 może wam powiedzieć - łezkę uroniłam chyba na każdym ślubie. No kocham to przysięganie i to jak ludzie patrzą na siebie z tą iskrą!

fot. PoliFoto

fot. PoliFoto

fot. PoliFoto

fot. PoliFoto

fot. PoliFoto


fot. PoliFoto

fot. PoliFoto

fot. PoliFoto

fot. PoliFoto

A na koniec małe podziekowanie dla cudownej PoliFoto, która wspierała mnie niejednokrotnie swoją obecnością, dzięki czemu wypracowałyśmy wspólny system działania, a moje podróże były zawsze wesołe i niezapomniane <3

bottom of page