Agata i Jakub byli jedną z tych par "last minute". Zadzwonili na około miesiąc przed ślubem z pytaniem o wolny termin. Na szczęście na swój wyjątkowy dzień wybrali sobie niedzielę i bardzo się cieszę, bo mogłam być z nimi i przeżywać zza aparatu każdy moment.
Od początku Agata urzekła mnie swoją delikatnością. Pomyślałam od razu, że choć są z Kubą różni to idealnie dobrani i zgodni. Razem prezentują się wyjątkowo spójnie, a po ich planach, które zdradzili mi na spotkaniu, wiedziałam, że ten dzień też taki będzie. Nie pomyliłam się!
Kuba jest bardzo rzeczowy i rozsądny, ale kiedy okazało się podczas przygotowań, że mamy złamaną spinkę do mankietu czułam w jego głosie spory stres. Na szczęście tata zadziałał i w ekspresowym tempie dostarczył drugie spinki, a ślub odbył się bez zmian w pięknych planach :D
Jedną z najistotniejszych dla mnie kwestii tego dnia było ich zaangażowanie w każdy najmniejszy detal. Mnóstwo dekoracji (właściwie większość) wykonali samodzielnie. Urzekły mnie już zaproszenia z krążków brzozy z tekstem przeniesionym na drewno metodą decoupage'u . Cóż za świetna myśl! Takich naturalnych akcentów było więcej, a do tego biel, szarość, złoto, czerń - moja ukochana paleta barw, więc czułam się jak we własnej bajce :)
Malutki kościółek, w którym brali ślub ma niesamowity urok, a przyjęcie "Pod Aniołami" było doskonałym zwieńczeniem doskonałego dnia. Cudna suknia, idealne dekoracje, śliczne dodatki i ich miłość. Bez skazy.
Zostawiam Was ze zdjęciami. Ten reportaż jest naprawdę bliski memu sercu. Mam nadzieję, że poczujecie tak samo.
A gdyby ktoś (tak jak ja) poczuł, że gdzieś widział już to czarno-białe zdjęcie Agaty w ramce na ścianie, to rozwiewam wątpliwości - to ona w roli małej Basi w "Awanturze o Basię" :)
Dziękuję, że mogłam z Wami być!